Rozmowa z Radosławem Pyfflem z Centrum Studiów Polska-Azja na temat „występu” Gangnam Style ambasadora polskiego w Pekinie, ale przede wzystkim na temat interesów chińskich w Polsce – okazuje się, według Rozmówcy, że Chińczycy, nie zważając na wstręty im czynione przez polską dyplomację (popieranie wolnego Tybetu, prawa człowieka itd) mają jakiś plan wobec Polski i będą go realizować bez względu na to czy nam się to podoba czy nie.
Co do sprawy nieszczęsnego klipu ambasadora, to po burzy jaka wywołała moja ostatnia notka (ponad 11 tys. wejść i ponad 200 komentarzy) skontaktowali się ze mną Polacy mieszkajacy w Chinach (lecz nie chcący ujawniać swojej tożsamości), pisząc, że całą ta sprawa rzutuje bezpośrednio na ich relacje z Chińczykami. Tak czy tak, ja pozostaję przy swoim zdaniu: ambasador RP w Chinach "stracił twarz" co w Chinach oznacza po prostu hańbę, a za nim i Rzeczpospolita straciła twarz w oczach administracji chińskiej.
I teraz, jeśli z tego punktu widzenia spojrzymy na słowa mojego Rozmówcy, to widzimy, że Chińczycy mają jakiś plan wobec Polski, ale Polacy i Polska nie jest w tym planie podmiotem, ale przedmiotem.
Jeśli tak, to zastanówmy się, jaką rolę młode mocarstwo nam przeznacza w swojej rozgrywce geopolitycznej w tej części świata, planując wydawać tu pieniądze, zatrudniać ludzi itd. I nie myślę, żeby ten plan miał na celu dobro Polski. O to powinni zatroszczyć się polscy dyplomaci, którzy jednak mają tak dużo wolnego czasu, że twittują, tańcza w klipach video itd.
Na koniec przytoczę słowa tłumacza przysięgłego języka chińskiego, z którym kontaktowałem się pytając o jego ocenę całego wydarzenia z punktu widzenia znajomości kultury chńskiej i realiów tego kraju:
PS. Jest tu także dodatkowy wątek: ten klip został (według mojego Rozmówcy) nakręcony za pieniądze przedsiębiorstwa Be My Guest - klubu nocnego albo czegoś takiego. Pytanie brzmi, czy polski ambasador może występować filmach promujących kluby "High Society"?
Komentarze