Maciej Świrski Maciej Świrski
5289
BLOG

Kojarzenie niekojarzonego czyli katastrofa już trwa - cz. 1

Maciej Świrski Maciej Świrski Polityka Obserwuj notkę 113

1. Polska sieć dróg jest od lat budowana tak, aby przyspawać polskie ziemie zachodnie z powrotem do Niemiec, a długoletni plan rozwoju znany pod hasłem „Polska 2030” sankcjonuje i umacnia ten stan rzeczy – co udowodniła w swoim tekście Eska. Z tym, że należy pamiętać, że modernizacja i budowa nowych dróg w tym kształcie to nie jest wyczyn jednokadencyjny, rządu Platformy. Przez całe dwudziestolecie w taki właśnie sposób kształtowano sieć drogową, aby nas przyspawać do Niemiec. A ściślej nasze „Ziemie Odzyskane” jak to się kiedyś nazywało.

2. Obok tego przeżywamy od 2004 roku regres demograficzny, to znaczy stałą tendencję ubytku ludności, zarówno na skutek obniżenia ilości urodzeń jak i migracji. Obecne pokolenie u szczytu rozrodczości to ludzie urodzeni miedzy latami 1975 -1989, chociaż już od lat obserwujemy zjawisko późnego rodzicielstwa. Zmniejsza się dzietność Polek, i przy czym nie jest to objaw jakiegoś lenistwa, ponieważ Polki zamieszkałe w Anglii mają statystycznie więcej dzieci niż Polki zamieszkałe w kraju. Oznacza to, że determinantą decyzji prokreacyjnych jest kwestia otoczenia społecznego, bezpieczeństwa macierzyństwa, wysokości zarobków, pewności pracy oraz wsparcia macierzyństwa ze strony instytucji państwowych. To w Anglii jest, w Polsce – nie istnieje, a nawet mamy tu rozbudowany system zniechęcający do posiadania dziecka, tak jak ostatnio podniesienie opodatkowania rodziców poprzez podwyżkę VAT na rozmaite produkty dziecięce. Oprócz tego rodzice są w rozmaity sposób w Polsce szykanowani, począwszy od niedawno przyjętego prawa pozwalającego inwigilować rodziny w poszukiwaniu rzekomej przemocy, co oddaje de facto rodziny pod nadzór policyjny, a skończywszy na ciągle reformowanej oświacie, przerzucającej kształcenie potomstwa na rodziców także sensu largo, ponieważ cały system oświatowy skupił się na wypełnianiu wymogów biurokratycznych, a nie na kształceniu.

Polscy rodzice są nadmiernie opodatkowani, płacą relatywnie wyższe podatki od osób bezdzietnych (suma wszystkich danin - VAT ze zwiększonych zakupów, chociażby żywnosci, akcyza w benzynie - dzieci to więcej przejazdów itd), a przecież – zapewniają istnienie obywateli, którzy też kiedyś będą płacić podatki. Posiadanie dzieci w Polsce stało się luksusem, a posiadanie dzieci w większej liczbie niż troje – stało się gwarantowanym sposobem na życie w nędzy, a przynajmniej dużo poniżej możliwości które dają nominalne dochody, oczywiście z wyjątkami, tam gdzie ojcowie rodzin mają jakieś wyjątkowe możliwości zarobkowe, mają własnedobrze prosperujące  firmy itd. – ale w skali makro są to oczywiście nieliczne wyjątki.

Aby myśleć o pomyślnym rozwoju kraju, a nie tylko o utrzymaniu stanu obecnego, potrzeba aby średnio w rodzinie było więcej niż troje dzieci.

Od początku „transformacji” rozmaite partie mówiły o „polityce prorodzinnej”, szermowały tym hasłem, nęcąc elektorat nadzieją na poprawę losu rodzin. Mówiono o rozmaitych ulgach na wychowanie dzieci, wprowadzono wspólne rozliczanie się podatkowe małżonków (ale już wspólne z dziećmi nie) potem je wycofując, mówiono o jakichś formach wsparcia rodzin wielodzietnych, adresując to tak naprawdę do tych które żyją na pograniczu patologii. Nie zrobiono nic, żeby zwiększyć dzietność w rodzinach tej grupy ludzi, która w krajach cywilizowanych nazywana jest klasą średnią. W konsekwencji nie mamy w Polsce klasy średniej, a kraj rozwija się na wzór republik południowoamerykańskich – wąska klasa oligarchiczna plus biurokracja i klientela oligarchii oraz cała wielka grupa społeczna spauperyzowanego ludu, co w polskim wydaniu obejmuje wszystkie grupy społeczne dotychczas w Polsce samodzielnie istniejące.

Cechą dominującą tego społeczeństwa jest coś, co nazwałbym „konsumpcjonizmem substytucyjnym”. Ponieważ ludzie na skutek istniejącej polityki państwa względem rodzin oraz przekonania, że nie jest możliwa radykalna poprawa losu swojego, a przez to kraju, ponieważ kraj jest opanowany przez oligarchię z biurokracją hamującą wszystkie możliwe czynniki mogące coś zmienić  – ludzie zamiast zmieniać kraj, interesować się polityką oraz uczestniczyć w życiu społecznym (chociażby na lokalnym poziomie) zaczynają i tak skromne środki wydawać na konsumpcję wszelakiego rodzaju, nie myśląc o przyszłości jaka czeka Polskę na skutek dotychczasowej antyrodzinnej polityki w skali kraju, prowadzonej przez wszystkie dotychczasowe ekipy, przy czym należy oddać sprawiedliwość – najmniej na sumieniu ma tu ekipa PiS, chociaż z ich obietnic o polityce prorodzinnej niewiele zrealizowano (przypominam, że tzw. „becikowe” zostało uchwalone wbrew PiS, głosami LPR i Samoobrony i polityków z frakcji Marka Jurka). No, ale też i PiS miał bardzo mało czasu na wdrożenie czegokolwiek, przy tej wściekliźnie medialnej, jakiej byliśmy wszyscy świadkami.

„Konsumpcjonizm substytucyjny” prowadzi do tego, że polskie rodziny zadłużają się ponad miarę, wydają wolne środki na kupowanie rozmaitych gadżetów reklamowanych przez nachalne media, a do tego – nie myślą o przyszłości. Jakoś to będzie – ta strofa z „Pana Tadeusza”, stała się mottem nie tylko „rządów miłości”, ale i całego narodu.

To, że tak się stało jest winą wszystkich grup i partii politycznych. To na politykach spoczywa odpowiedzialność i planowanie przedsięwzięć mających zapewnić dobrą przyszłość narodu. Politycy rządzący obecnie nie robią tego z jakiegoś powodu, zajmując się jakimiś zupełnie pobocznymi sprawami, w rodzaju Euro 2012, wydając przy tym na to zupełnie gigantyczne pieniądze (większe niż cały roczny budżet oświaty) i uzależniając politykę państwa od jakichś oszustw, jak globalne ocieplenie, co determinuje rozwój kraju na całe dziesięciolecia. Politycy opozycji z kolei, też z jakiegoś powodu, nie punktują tych działań w kontekście szerokiego planu rozwoju Polski w przyszłości, przechodząc nad tym co się dzieje do porządku, licząc na to zapewne, że jak zdobędą władzę, to coś tam skorygują, coś tam odkręcą, ale w gruncie rzeczy mechanizm pozostanie ten sam, ponieważ czują się zbyt słabi, aby zmienić ustrój Polski, z oligarchicznego kapitalizmu kompradorskiego i fasadowej demokracji w rzeczywisty kapitalizm i rzeczywistą demokrację wolnych Polaków. Zamiast tego proponuje się jakieś „długie marsze”, „archipelagi polskości”, „szkolenia dla liderów” i wyświetlanie filmów, a w programie politycznym „walkę z szarą strefą” co przeciętnemu Polakowi, a zwłaszcza przedsiębiorcy, kojarzy się ze zwiększoną władzą urzędów skarbowych.. A czas płynie. I jest go coraz mniej.

Przybywa ludzi w wieku przedemerytalnym, zmniejsza się liczba osób aktywnych zawodowo. Jeśli trend depopulacyjny obecny od prawie 10 lat, utrzyma się, to wpadniemy (jeśli już nie wpadliśmy) w spiralę zwiększających się podatków (ponieważ jest mniej ludzi pracujących, trzeba bardziej obciążyć tych którzy pracują), aby zwiększyć ilość pieniędzy wydawanych na emerytów. Zwiększenie podatków spowoduje kolejny impuls depopulacyjny – mniej urodzeń i emigrację do krajów bardziej przyjaznych do życia. Granice są otwarte. W konsekwencji nie tylko nie będzie emerytur dla dzisiejszych pięćdziesięciolatków (na których tak naprawdę spoczął wysiłek odbudowy kraju od 1989 roku – ładna nagroda, prawda?), ale nie będzie też fizycznych możliwości jakiegokolwiek rozwoju kraju, Polska będzie miała za mało sił witalnych, aby utrzymać i zagospodarować terytorium jakim włada.

3. I w tym kontekście należy widzieć dokument spreparowany pod swietłym rukowodstwom ministra Boniego. Perspektywy rozwoju municypalnego, że to wielkie aglomeracje mają pociągnąć rozwój obszarów zacofanych jest po prostu mrzonką biurokratów myślących resortowo – jak to w Polsce urzędniczej. Wielkie aglomeracje mają niby w jakiś sposób „dyfuzyjnie” rozszerzać „postęp”. Tylko żeby ta „dyfuzja” następowała, na tych obszarach musi ktoś mieszkać, ktoś w wieku produkcyjnym, kto będzie zmieniał „dyfuzyjnie” tę wyśnioną przez ministra Boniego rzeczywistość. Ale niestety jest to tylko sen. Jeśli depopulacja będzie następować to takich osób po prostu nie będzie, albo będzie ich za mało – granice przecież stoją otworem. Kto będzie chciał żyć w kraju starców, ze stałym rabunkiem podatkowym?

Tym bardziej, że zachodnia cześć Polski ma już (jak wykazała Eska w swojej analizie) dużo lepsze możliwości rozwojowe niż wschodnia, poprzez alokację inwestycji infrastrukturalnych. W warunkach depopulacyjnych w Polsce może się okazać, że „Ziemie Odzyskane” zostają odzyskane przez Niemcy, że pozostały tam żywioł polski powoli roztapia się we wracającym żywiole niemieckim, czy raczej turecko-niemieckim. A wschód Polski ulega stopniowej kolonizacji przez witalnych Białorusinów i Ukraińców, dla których warunki życia w wymierającej Polsce będą i tak o niebo lepsze niż w ich krajach – w końcu to przecież Zachód ;).

 

CDN

 

 

- - -

 

Zachęcam wszystkich do subskrypcji mojego newslettera. Info o nowościach i tekstach.  

 

www.szczurbiurowy.com

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka